środa, 25 czerwca 2014

CHICAGO!

14-17 czerwca 2014
Tak, nie pisałam o takich planach wcześniej bo ich jako tako nie było!
Cała wycieczka była bardzo, bardzo spontaniczna.
W pierwszym tygodniu czerwca >SYLWIA< napisała na FB, że ma wolne tydzień i szuka chętnych na tripa do Chicago. W sumie...zawsze chciałam tam pojechać, więc od razu do niej napisałam, potem zapytałam hostów czy moge w tych dniach wziąć urlop i już następnego dnia Sylwia kupiła nam bilety (180$ w dwie strony). Leciałyśmy w sobotę, a bilety były tańsze niż te na loty w tygodniu.
W piątek po pracy pojechałam do niej już na noc ( Chappaqua > Grand Central > subway >subway> Penn Station>Newark ) no i z Newark już z Sylwią do Warren.
  
osiedle Sylwii

W sobotę o 12.20 wyjechałyśmy z domu na train station do Newark. Oczywiście w samochodzie jeszcze sprawdzałyśmy czy oby na pewno lecimy z LGA. Stamtąd pojechałyśmy pociągiem na Penn i potem subway na 103th, przejść do 106th i tam już autobus prosto na LaGuardia airport.  Lot miałyśmy o 17, a na terminalu byłyśmy około 15.30.
Ogólnie po zakupieniu biletów online, Sylwia nie mogła wybrać siedzeń, ale nic z tym nie zrobiłyśmy. Na lotnisku poszłysmy wydrukować odprawę iii niestety, ale nie wydrukowało.
Poszłysmy do babki i tam sprawdziła nasze paszporty i dała bilety. miejsca koło okna i obok siebie mimo że nic jej nie wspomniałyśmy. Okej...czas na odprawę. Moje szczęście na lotniskach jak zwykle mnie nie opuściło. Położyłam walizkę, położyłam plecak, wszystko co trzeba włożyłam do koszyczka, przeszłam przez bramkę, wszystko spoko....aż tu nagle ...
"PROSZĘ NICZEGO NIE DOTYKAĆ, PÓJDZIE PANI ZE MNĄ"
ale, że  ja??? spojrzałam się na Sylwie i zupełnie nie wiedziałyśmy o chodzi.
Celnik czy jakkolwiek to się zwie, wziął moje rzeczy z taśmy i kazał iść za nim. Myślałam, że chodzi o to, że wrzuciłam do walizki krem w pojemniku większym, niż dopuszczalny, ale walizek nawet nie sprawdzali. Wziął mnie do maszyn, gdzie przetarł mi ręce papierkiem (y), papierek włożył do maszyny po czym życzył mi udanego lotu.  -.-
Oczywiście zapytałam po co to wszystko ?
CHCEMY TYLKO SPRAWDZIĆ CZY NIE MA PANI W SOBIE NICZEGO NIELEGALNEGO.
Dzięki stary !
Potem zostało nam już tylko czekanie...

Lot bez opóźnień. Planowo weszliśmy na pokład, nawet nie przyczepili się, że podręczne miałyśmy troszeczkę za duże. dobra...za ciężkie, ale nie ważyli :D
Na pasie spory ruch był, więc jeden samolot startował, drugi lądował i tak na zmianę, więc staliśmy w kolejce samolotowej :D

 Lot trwał niecałe 2 godziny no i na miejscu cofnęłyśmy się godzinkę w czasie.
BYE BYE NEW YORK
HELLO CHICAGO
możecie kojarzyć z 'Kevina samego w domu"
Z lotniska zadzwoniłyśmy po taxi, która wyszła dużo taniej niż taka, którą wzięłybyśmy z pod terminalu. Za jakieś 16mil (25km) zapłaciłysmy po 20$ już z napiwkiem.
Spałyśmy u Gosi w Wilmette. Weszłyśmy, ogarnęłyśmy się i pojechałyśmy prosto do downtown na domówkę do Gosi znajomych. Doszły do nas Gosia2 i Dominika, więc w piątkę znalazłyśmy taxi. Oczywiście nikomu nie przeszkadzało, że było nas o 1 osobę za dużo.
Dominika u mnie na kolanach, ja, Sylwia i Gosia.
Gosia2 z przodu.
Do domu wróciłyśmy dosyć szybko, jakoś po 2 (chyba) bo z Sylwią byłyśmy zmęczone po podróży.
Jakby nie było z domu wyjechalysmy o 12.20 a na miejscu byłyśmy ok. 20.


Następnego dnia (niedziela 15. 06)  S,G i ja pojechałyśmy do Chicago. Później dołączyła do nas jeszcze Dominika.  Jak mówiłam, nie miałyśmy żadnych adresów, żadnych rozpisanych planów. Poleciałyśmy po prostu. Wszystko w rękach Dominiki i Gosi :D
SKYDECK
Początek słynnej Route 66 :)
FASOLKAA
 


                                  Następnie poszłyśmy na mały cruise. Widoki przepiękne !

Kto by chciał parkować?









Dalej spacer po Navy Pier i przejażdżka na diabelskim młynie..






Potem został już tylko wieczorny spacer po Chicago...







i tak zakończyła się niedziela.

W poniedziałek (16.06) Gosia, u której spałyśmy musiała pracować, więc same z Sylwią pojechałyśmy jeszcze raz do Chicago. Pogoda dopisywała nam cały czas! W sumie poniedziałek i wtorek były najcieplejsze bo aż 30 stopni :D

Pierwszym celem była John Hancock Tower,
ALE najpierw Cheesecake Factory, gdzie Sylwia wybrała najlepszy cheesecake :]

gdzie nie mogło zabraknąć selfie






W porównaniu ze Skydeck'em, zdecydowanie wybieram Hancok Tower :D
Zeszłyśmy na dół (no dobra, zjechałyśmy) i poszłyśmy przed siebie.
Szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że woda w Chicago będzie miała taki kolor!


Jeszcze raz fasolka...

Znalazłyśmy też pizzerie, więęęc głodne nie byłyśmy.
No iiii na drzwiach dobre oznakowanie...
Z racji tego, że w Stanach posiadanie broni nie jest zabronione i ludzie mają prawo do posiadania broni nawet idąc do restauracji, czasami można spotkać się z zakazem :D

pociągi jeżdżą nad ulicami ^^
Wieczorem wróciłyśmy do Gosi domu, ogarnęłyśmy się i pojechałyśmy do Cheesecake Factory pożegnać się z Dominiką bo już kolejnego dnia wracałyśmy do Nowego Jorku.

We wtorek lot miałyśmy o 18.30, więc taxi zamówiłyśmy na 16.
Z racji tego z rana poszłyśmy się przejść jeszcze po okolicy, w której mieszkała Gosia, do Starbucksa no i na koniec zajechałyśmy w jedno miejsce gdzie ZAWSZE chciałam być.
"Kevin sam w domu"




 














O 16 przyjechała taxi. Ruch był spory, więc na lotnisko dotarłyśmy na ostatnią minutę. Pokazałyśmy paszporty, potem odprawa, przejść cały termimal bo oczywiście dali nam ostatnie wyjście i dotarłyśmy tam jak już wpuszczali do samolotu. Niestety już nie dostałyśmy miejsc koło siebie :<
W Nowym Jorku wylądowałyśmy ok 21. Na Penn Station byłyśmy 23.04 a pociąg był 23.06. Oczywiście zdążyłyśmy i jeszcze przed 1 byłyśmy w domu. Szczęśliwe, zadowolone. Najbardziej spontaniczna wycieczka, bez żadnych planów, bez ogarnięcia, bez stresu.
Chicago jest piękne ! Zdecydowanie trzeba tam być (oczywiście latem). Miasto czyste!
Serio. Nowy Jork śmierdzi i chyba każdy o tym wie hahha. Mimo wszystko nie da się nie kochać NY.

Tymczasem już jutro lecę z hostami to Minneapolis w Minesocie.


                                                                                                       Pozdro dla taty!

Zaległości:
* NYC z Cami
* NYC z Kasią
* Tydzień w Polsce
* LIU
* Co po roku?

11 komentarzy:

  1. Mega Ci zazdroszcze widać, że miałaś świetną wycieczkę i KEVIN w ogóle zazdrooo!

    OdpowiedzUsuń
  2. No, nawet mnie przekonałaś do tego Chicago, całkiem nieźle się prezentuje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tam w Chicago było coś czego by nie było w wejherowie

    OdpowiedzUsuń
  4. ale zarabiscie!!! Spontany sa najlepsze, zawsze!
    Zazdroszcze Chicago - na poczatku sama sie zbieralam by kupic bilety za 90 dolarow, a teraz 250 ... AH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 250 to całkiem całkiem. 3 dni po naszym wylocie były droższe :D

      Usuń
  5. Gdzie dokładnie jest dom Kevina? ;o
    też mi się marzy a będę mieszkać pod Chicago :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w miasteczku Winnetka :D a dokładny adres...nie wiem, ale powinno być w googlach.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nasza cudna, mega spontaniczna wycieczka, jedna z lepszy tutaj w US ;)
    P.S. Jak ogarnęłaś zdjęcia, ja mam tyle, że na 2 wpisy będzie :P
    Hahahah :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Spontany zawsze sa najlepsze!!
    Mimo że USA to moje marzenie Chicago nie było na tej liście- więc koniecznie ją dopisze;)
    Też nigdy bym nie pomyślała ze woda w Chicago jest taka niebieska! ;)
    Zazdroszczę tego domu z Kevina ;P

    Moja koleżanka z pracy właśnie jest w Minneapolis ;-)

    OdpowiedzUsuń