Trochę z opóźnieniem, ale cóż...rozchorowałam się totalnie, więc nic ciekawego w tym poście nie będzie. Ale, że trzeba być na bierząco to i nuda się pojawi.
To najgorszy tydzień tutaj. Jak się jest chorym, to się tęskni. Także WELCOME HOMESICK!
bardzo bardzo bardzo. No i do tego christmas time wszędzie. Lekko nie jest.
18.11.2013 (dzień 21)
Dalej gorączkuje, nikt nie wie o co chodzi.
19.11.2013 (dzień 22)
Ostatecznie, nie obeszło się bez wizyty u lekarza.
Pojechałam z hostem do ośrodka. Tam ładnie bez kolejki pani w okienku o moje imię i nazwisko.
Podaję jej kartę z ubezpiecznia i mimo, że było tam moje nazwisko to i tak poprosiła o przeliterowanie. Potem dała mi kartę, gdzie musiałam wpisać swoje dane, adres itp. Zrobił to za mnie host bo przez gorączkę nic nie wiedziałam. Wszystko wypełnione. Proszę usiąść i poczekać.
Ok. Kurtki jeszcze nie zdjęłam, a już przy chodzi po mnie lekarz i zaprasza do gabinetu.
Przedstawia mi się, a moja pierwsza myśl NIE OBCHODZI MNIE TERAZ JAK SIĘ NAZYWASZ.
No, ale okej był miły, przeprowadził krótki wywiad, poprosił o wagę, wzrost, zmierzył gorączkę, ciśnienie, puls. Potem przyszła kobitka, zbadała oddech, uszy, gardło, no i zdiagnozowała wirus.
Tutaj choroby dzielą się chyba tylko wirus/bakteria.
Zapisała mi antybiotyk, no i myślałam, że to tak jak w Polsce idzie się do apteki i wydaje miliony monet, ale nie. Wysłali tą ''receptę'' w trakcie kiedy ja już byłam w drodze do domu. Po 15 min. dostalismy telefon do domu, że moje leki są już dla mnie przygotowane, więc host po nie pojechał.
Takie ładne w pudełeczku, z imieniem,nazwiskiem, i jak i ile trzeba brać. Wszystko dokładnie odliczone. Fakt, że kosztowały 180 $ sprawił, że szkoda mi ich nawet jeść.
Miała być krótka notka, ale jak już wizyta u lekarza to opisałam całość.
20.11.2013 (dzień 23)
Skype, spanie, fb, blog, spanie, spanie, i kolacja jako pierwsze danie dnia.
21.11.2013 (dzień 24)
Już czuję się lepiej, więc w końcu zabrałam się za wypisywanie kartek.
22.11.2013 (dzień 25)
Antybiotyk szybko stawia na nogi. Gorączki już nie ma, został tylko kaszel.
Tymczasem dzisiaj piątek a jutro wycieczka do Waszyngtonu na weekend.
Nie, nie zabieram dużo rzeczy na weekend. Są tam moje ciuchy i Olivki.
23.11.2013 (dzień 26)
Hotel Hilton w Arlington, Virginia.
Po 6 godzinach jazdy, a raczej przespania prawie całej podróży poszłyśmy z Olivką coś zjeść.
Było zimno i wiało. Wracając weszlismy na chwilę do jednego sklepu. Wyszłyśmy po 10 min a tu proszę, pada śnieg :D
To najgorszy tydzień tutaj. Jak się jest chorym, to się tęskni. Także WELCOME HOMESICK!
bardzo bardzo bardzo. No i do tego christmas time wszędzie. Lekko nie jest.
18.11.2013 (dzień 21)
Dalej gorączkuje, nikt nie wie o co chodzi.
19.11.2013 (dzień 22)
Ostatecznie, nie obeszło się bez wizyty u lekarza.
Pojechałam z hostem do ośrodka. Tam ładnie bez kolejki pani w okienku o moje imię i nazwisko.
Podaję jej kartę z ubezpiecznia i mimo, że było tam moje nazwisko to i tak poprosiła o przeliterowanie. Potem dała mi kartę, gdzie musiałam wpisać swoje dane, adres itp. Zrobił to za mnie host bo przez gorączkę nic nie wiedziałam. Wszystko wypełnione. Proszę usiąść i poczekać.
Ok. Kurtki jeszcze nie zdjęłam, a już przy chodzi po mnie lekarz i zaprasza do gabinetu.
Przedstawia mi się, a moja pierwsza myśl NIE OBCHODZI MNIE TERAZ JAK SIĘ NAZYWASZ.
No, ale okej był miły, przeprowadził krótki wywiad, poprosił o wagę, wzrost, zmierzył gorączkę, ciśnienie, puls. Potem przyszła kobitka, zbadała oddech, uszy, gardło, no i zdiagnozowała wirus.
Tutaj choroby dzielą się chyba tylko wirus/bakteria.
Zapisała mi antybiotyk, no i myślałam, że to tak jak w Polsce idzie się do apteki i wydaje miliony monet, ale nie. Wysłali tą ''receptę'' w trakcie kiedy ja już byłam w drodze do domu. Po 15 min. dostalismy telefon do domu, że moje leki są już dla mnie przygotowane, więc host po nie pojechał.
Takie ładne w pudełeczku, z imieniem,nazwiskiem, i jak i ile trzeba brać. Wszystko dokładnie odliczone. Fakt, że kosztowały 180 $ sprawił, że szkoda mi ich nawet jeść.
Miała być krótka notka, ale jak już wizyta u lekarza to opisałam całość.
20.11.2013 (dzień 23)
Skype, spanie, fb, blog, spanie, spanie, i kolacja jako pierwsze danie dnia.
21.11.2013 (dzień 24)
Już czuję się lepiej, więc w końcu zabrałam się za wypisywanie kartek.
22.11.2013 (dzień 25)
Antybiotyk szybko stawia na nogi. Gorączki już nie ma, został tylko kaszel.
Tymczasem dzisiaj piątek a jutro wycieczka do Waszyngtonu na weekend.
Nie, nie zabieram dużo rzeczy na weekend. Są tam moje ciuchy i Olivki.
23.11.2013 (dzień 26)
Hotel Hilton w Arlington, Virginia.
Po 6 godzinach jazdy, a raczej przespania prawie całej podróży poszłyśmy z Olivką coś zjeść.
Było zimno i wiało. Wracając weszlismy na chwilę do jednego sklepu. Wyszłyśmy po 10 min a tu proszę, pada śnieg :D
24.11.2013 (dzień 26)
Dzisiaj ostatnie zwiedzanie, ale nic się nie chce w takim zimnie i wichurze.
A lody najlepsze <3Już wkrótce fotoleracja z Waszyngtonu i kilka zaległych fotek z NY :)
XOXO